Czy zmarli naprawdę wracają? O zjawiskach, które najczęściej dzieją się w listopadzie
Czas, w którym granica staje się cienka
Dla dawnych Słowian listopad był porą Dziadów — przywoływania pamięci przodków, stawiania strawy, rozpalania ognia, by duszom łatwiej było „wrócić do domu”. W chrześcijańskiej Europie tradycje te przeniknęły do Zaduszek, a w innych częściach świata do świąt takich jak meksykański Día de los Muertos czy japońskie Obon. Wspólny mianownik pozostaje ten sam: więź z tymi, którzy odeszli, nie kończy się wraz z ostatnim tchnieniem, lecz zmienia formę.
Najczęściej opisywane „znaki”
Relacje osób pogrążonych w żałobie powtarzają się z zadziwiającą regularnością — w Polsce i Japonii, w Anglii i Włoszech, na wsiach i w wielkich miastach, w listach sprzed stu lat i w dzisiejszych wpisach w Internecie. Wszędzie opowiadają o podobnych doświadczeniach, jakby ludzkie serce na całym świecie znało ten sam język tęsknoty.
Najczęściej mówi się o zapachach — nagłym, ulotnym wspomnieniu perfum lub mydła, które należały do ukochanej osoby. Czasem aromat pojawia się na chwilę i znika, jakby ktoś tylko zajrzał do pokoju, by powiedzieć: „Jestem tutaj.” Ludzie opisują, że te momenty nie są straszne, lecz łagodne, niosą ukojenie, a nie lęk.
Zdarzają się także tajemnicze zmiany światła. Lampki zaczynają migać bez powodu, żarówki gasną i zapalają się w rytm wspomnień, stare zegary – zatrzymane od lat – nagle ruszają, często dokładnie w rocznicę śmierci. W wielu relacjach powtarza się to samo: „Wiedziałam, że to znak”. Naukowcy tłumaczą, że elektryczność bywa kapryśna, lecz z psychologicznego punktu widzenia symbol światła — iskrzącego się w mroku — staje się naturalnym językiem pamięci.
Często pojawiają się także żywe istoty – ptaki lub motyle, które wchodzą do domu, siadają na parapecie, przysiadają na zdjęciu. W wielu kulturach, od starożytnego Egiptu po współczesne Indie, uchodzą za posłańców dusz. W Polsce również istnieje przekonanie, że mały, niespodziewany motyl to znak, iż ktoś bliski nas odwiedził.
Niektórzy opowiadają o delikatnym dotyku — krótkim uścisku na ramieniu, wrażeniu, że ktoś przeszedł przez pokój, że powietrze wokół na chwilę „zgęstniało”. Choć trudno to opisać słowami, niemal każdy, kto tego doświadczył, mówi o poczuciu spokoju, nie o strachu. Takie chwile często następują w okresach największego smutku, jakby żałoba otwierała w nas zmysł, którego wcześniej nie używaliśmy.
Najbardziej poruszające są jednak sny. Realistyczne, pełne emocji, często z przekazem prostym jak dotyk: „Nie martw się. Jestem blisko.” Czasem zmarli pojawiają się młodsi, uśmiechnięci, spokojni — inni niż w ostatnich chwilach życia. W kulturach świata sny od dawna uznawane są za najczystszy sposób komunikacji między wymiarami, bo gdy śpimy, logika przestaje nas ograniczać.
Takie doświadczenia nie są zjawiskiem nowym. Już w XIX wieku badacze z londyńskiego Society for Psychical Research zebrali setki relacji opisujących tzw. „kryzysowe nawiedzenia” – momenty, gdy ktoś nagle czuł obecność lub widział bliskiego dokładnie w chwili jego śmierci, często z dala od miejsca zdarzenia. W tamtych czasach nauka dopiero kształtowała swoje metody, więc część opisów może brzmieć archaicznie, jednak materiał źródłowy zachwyca powtarzalnością i szczerością ludzkiego doświadczenia. W listach, dziennikach i świadectwach sprzed ponad stu lat wciąż powraca ten sam motyw – że miłość, gdy przekracza próg śmierci, wciąż potrafi znaleźć sposób, by się odezwać.
Psychologia żałoby: pamięć, która jeszcze nie wygasła
W literaturze naukowej doświadczenia obecności zmarłych opisuje się często jako post-bereavement hallucinatory experiences (PBHE) — zjawisko częste i na ogół nieszkodliwe. Już przełomowe badanie W.D. Reesa na grupie 293 osób w Walii wykazało, że niemal połowa wdów i wdowców raportowała różne formy „obecności” zmarłego małżonka; co ważne, większość uznawała je za kojące, a nie patologiczne.
Przeglądy badań z ostatnich dekad potwierdzają, że PBHE pojawiają się często, także u osób bez historii zaburzeń psychicznych. Z perspektywy psychologii mózg „trzyma wzorzec” bliskiej osoby: zapachy, głos, rytuały dnia codziennego są tak silnie zakorzenione, że po stracie bywają na nowo „uruchamiane” przez emocje i pamięć. Nie musi to oznaczać choroby — może wspierać proces adaptacji.
Współczesny paradygmat żałoby opisuje to podejściem continuing bonds — kontynuowania więzi w nowej, wewnętrznej formie, zamiast „odcinania” się od zmarłych. Ten sposób myślenia lepiej odpowiada doświadczeniu osób, które mówią: „on/ona jest przy mnie” — w pamięci, w decyzjach, w snach, w symbolach codzienności.
Perspektywa duchowa: pamięć jako energia
Dla tradycji duchowych doświadczenia te nie są tylko „produktem mózgu”. To naturalny język relacji, która trwa: miłość jako energia utrzymująca łączność, znicze jako „latarnie” dla dusz, jedzenie i modlitwy jako most. W ujęciu jungowskim można je rozumieć również jako spotkanie z archetypem przodka — częścią zbiorowej nieświadomości, która porządkuje naszą tożsamość i rodowód.
Badania jakościowe nad „poczuciem obecności” (sense of presence) pokazują, że dla wielu osób takie przeżycia umożliwiają nadanie sensu stracie i złagodzenie lęku — niezależnie od przyjętej interpretacji. Uczestnicy mówią o ukojenie, zgodzie i „domknięciu” spraw, których nie zdążyli wypowiedzieć.
Kiedy znak staje się mostem
Psychologia uczy, że pamięć i emocje potrafią „ożywić” obecność tych, których kochaliśmy. Duchowość dodaje, że miłość nie kończy się na granicy widzialnego. W praktyce — niezależnie od światopoglądu — „znaki” bywają mostem: pomagają przejść z chaosu pierwszych tygodni żałoby do spokojniejszej, wdzięcznej pamięci. To być może nie zmarli „wracają”, lecz to my, w ciszy listopada, otwieramy drzwi szerzej.
Wnioski
Listopad nie jest więc opowieścią o śmierci, ale o więzi. O tym, że to, co najważniejsze, bywa niewidzialne. Jak zapach, światło za szybą, szept w śnie. Niezależnie od wyjaśnień — psychologicznych czy duchowych — „znaki” przypominają nam, że człowiek jest większy niż to, co da się zmierzyć.
Bibliografia
- Rees, W.D. (1971). The Hallucinations of Widowhood. British Medical Journal, 4(5778), 37–41.
- Castelnovo, A., Cavallotti, S., Gambini, O., & D’Agostino, A. (2015). Post-bereavement hallucinatory experiences: A critical overview of population and clinical studies. Journal of Affective Disorders, 186, 266–274.
- Klass, D., Silverman, P.R., & Nickman, S. (Eds.). (1996). Continuing Bonds: New Understandings of Grief. Taylor & Francis/Routledge.
- Steffen, E., & Coyle, A. (2011). Sense of Presence Experiences and Meaning-Making in Bereavement: A Qualitative Analysis. Death Studies, 35(7), 579–609.
- Gurney, E., Myers, F.W.H., & Podmore, F. (1886). Phantasms of the Living. London: Society for Psychical Research / Trübner & Co.




