Przejdź do treści

Czy ktoś nad nami czuwa? Historia z British Medical Journal, która może to potwierdzać!

Lelio Michele Lattari
W Londynie, w latach 80., kobieta usłyszała w głowie głosy. Nie były chaotyczne – przekazały jej konkretną diagnozę: guz mózgu w płacie czołowym. Badania potwierdziły ich słowa. To niepokojąca, prawdziwa historia, która stawia pytania o granice ludzkiego umysłu i tajemnicze źródła wiedzy, których nauka wciąż nie potrafi wyjaśnić.
  • Głosy w głowie Anny i duchowa istota

Człowiek od wieków próbuje zgłębić tajemnice własnego umysłu – jednego z najbardziej złożonych i niepoznanych „organów”. Dzięki postępom neurologii i psychiatrii udało się wyjaśnić wiele zjawisk psychicznych, ale wciąż zdarzają się przypadki, które wymykają się wszelkim klasyfikacjom. Przypadek Anny – kobiety z Londynu, której „głosy w głowie” zdiagnozowały guza mózgu – to jedno z tych wydarzeń, które w równym stopniu fascynują, a zarazem niepokoją. Z medycznego punktu widzenia było to doświadczenie halucynacyjne, ale jego treść – precyzyjna diagnoza, którą potwierdziły badania – każe zadać pytanie: czy nasz umysł może wiedzieć więcej, niż to, czego jesteśmy świadomi? A może czasem głos intuicji przyjmuje formę, której nie potrafimy jeszcze nazwać?

W historii medycyny zdarzają się przypadki, które burzą granice znanych mechanizmów fizjologii, neurologii i psychiatrii. Jednym z najbardziej zdumiewających jest historia kobiety znanej jako „Anna” – której życie zostało uratowane… przez głosy w jej głowie! Nie były to wrogie halucynacje ani wytwory choroby psychicznej, lecz precyzyjna i trafna diagnoza, którą współczesna nauka nie potrafi w pełni wyjaśnić.

Historia Anny

Pacjentka, której tożsamość do dziś pozostaje nieznana opinii publicznej, została opisana w British Medical Journal w artykule autorstwa dr. Ikechukwu Azuonye, londyńskiego psychiatry ze Springfield University Hospital. 

Anna słyszała głosy w swojej głowie

Anna – bo tak nazwał ją w swoim opisie dr Ikechukwu Azuonye – nie była osobą, którą łatwo zakwalifikować jako „psychicznie chorą” czy „nietypową”. Wręcz przeciwnie. Była kobietą w średnim wieku, inteligentną, elokwentną, zawodowo czynną. Prowadziła stabilne życie społeczne i rodzinne. W dokumentacji medycznej nie istniała żadna wzmianka o wcześniejszych epizodach psychotycznych, zaburzeniach lękowych czy depresji. Kobieta nie wykazywała cech osobowości paranoicznej ani skłonności do konfabulacji. Żadnych leków psychiatrycznych nie przyjmowała. Jednym słowem – Anna była osobą w pełni zdrową, zarówno psychicznie, jak i fizycznie.

Do szpitala trafiła nie dlatego, że ktoś ją zmusił lub zaniepokoił jej stan. Przyszła sama – z własnej woli – z prośbą o konsultację. Nie z powodu urojeń, halucynacji czy paniki, ale dlatego, że… coś w niej mówiło, że powinna tak uczynić. Dosłownie.

Anna zaczęła słyszeć głosy. Pojawiły się nagle. Nie były wrogie, nie komentowały jej myśli, nie wywoływały strachu. Ich obecność nie przypominała klasycznej schizofrenii, w której głosy są często natarczywe, oskarżające lub rozkazujące. Wręcz przeciwnie – głosy, które słyszała Anna, były uprzejme, rzeczowe i spokojne. Zwracały się do niej z troską, niemal opiekuńczo. Początkowo wydawało jej się to dziwne, być może związane ze zmęczeniem lub stresem. Ale kiedy głosy powróciły, ich komunikaty stały się bardziej konkretne: 

"Proszę udać się do szpitala. Coś jest nie tak."

Głosy – kobiecy i męski – najpierw ostrzegły ją o „problemie zdrowotnym”. Z czasem przekaz stał się bardziej szczegółowy:

„Masz guza mózgu. W lewym płacie czołowym.”

Dla lekarzy, którzy ją przyjmowali, sprawa wydawała się jasna – oto kobieta z nowo rozwijającym się epizodem psychotycznym. Taka diagnoza byłaby łatwa i wygodna. Ale coś w postawie Anny budziło wątpliwości. Nie wykazywała żadnych cech klasycznej psychozy. Nie była zdezorganizowana. Jej mowa była logiczna, spójna. Nie miała urojeń ani zaburzonego kontaktu z rzeczywistością. Była w pełni świadoma, że to, co słyszy, nie jest normalne – ale jednocześnie nie była w stanie tego zignorować, bo głosy mówiły z taką pewnością i spokojem. Jej psychiatra, dr Azuonye, wspominał później, że to jedna z najbardziej osobliwych i zarazem fascynujących pacjentek, z jakimi pracował. Kobieta, która przyszła po pomoc nie dlatego, że traciła kontakt z rzeczywistością, ale dlatego, że jej umysł zaczął przemawiać głosem tak przekonującym, iż zignorowanie go wydawało się nieodpowiedzialne. To właśnie ta wewnętrzna spójność i brak klasycznych objawów choroby psychicznej sprawiły, że lekarze – zamiast od razu przypisać objawy do zaburzenia psychotycznego – zdecydowali się wykonać dokładną diagnostykę neurologiczną. I to była decyzja, która uratowała jej życie.

Pierwszy kontakt

Był zimowy wieczór 1984 roku, kiedy to Anna, siedząc samotnie w swoim mieszkaniu i czytając książkę, usłyszała coś, czego nie mogła racjonalnie wytłumaczyć. Wewnątrz jej głowy rozległ się wyraźny, spokojny głos, którego ton nie budził grozy, ale sam fakt jego obecności wywołał głęboki niepokój. Głos powiedział:

„Proszę się nie bać. Wiem, że to musi być dla pani szokujące, że słyszy mnie pani w ten sposób, ale to najłatwiejszy sposób, jaki mogliśmy wymyślić. Mój przyjaciel i ja pracowaliśmy kiedyś w szpitalu dziecięcym Great Ormond Street i chcielibyśmy pani pomóc.”

Anna znała nazwę tego londyńskiego szpitala – to jedna z najbardziej renomowanych placówek pediatrycznych w Wielkiej Brytanii – ale nigdy w nim nie była. Jej dzieci były zdrowe, nie miała też żadnych związanych z nimi zmartwień. Tym bardziej nie rozumiała, skąd ta wiadomość i kto ją przekazuje.

Nim zdołała się pozbierać, głos odezwał się ponownie:

„Aby udowodnić, że mówimy prawdę i chcemy dobrze, podamy pani trzy informacje. Proszę je sprawdzić.”

I rzeczywiście – głos podał jej trzy konkrety, których kobieta wcześniej nie znała. Gdy Anna je później zweryfikowała, wszystkie okazały się prawdziwe. To jednak wcale jej nie uspokoiło – wręcz przeciwnie. Jej niepokój się pogłębił. Bo jeśli te istoty naprawdę znały prawdę… to znaczyło, że istnieją. A jeśli istnieją – to kim są?

Dla Anny to był punkt zwrotny: zderzenie z czymś, co przekraczało nie tylko jej rozum, ale i granice rzeczywistości, jaką dotąd znała.

Zdumiewająca precyzja

To, co początkowo mogło wydawać się objawem rozwijającej się psychozy, wkrótce okazało się czymś znacznie bardziej niepokojącym… i zadziwiającym zarazem. Głosy, które słyszała Anna, nie wypowiadały przypadkowych treści ani nie wyrażały emocji. Przekazywały wyłącznie rzeczowe informacje – konkretną diagnozę oraz lokalizację problemu. Mówiły, że w lewym płacie czołowym mózgu znajduje się guz. I to właśnie tam – zgodnie z ich słowami – miał znajdować się niebezpieczny nowotwór.

Lekarze, choć początkowo sceptyczni, zgodzili się przeprowadzić szczegółowe badania obrazowe. Tomografia komputerowa wykazała obecność zmiany nowotworowej dokładnie w wskazanym miejscu, zlokalizowanej głęboko w strukturach lewego płata czołowego – czyli tam, gdzie „głosy” wskazywały. Nie było to ogólne podejrzenie, ale trafienie niemal co do centymetra. To zaskoczyło zarówno lekarzy, jak i samego psychiatrę prowadzącego – dr. Azuonye, który opisał ten przypadek jako „absolutnie wyjątkowy”.

Anna została pilnie skierowana na zabieg chirurgiczny. Operacja przebiegła pomyślnie – guz został usunięty, a kobieta szybko zaczęła wracać do zdrowia. I to właśnie wtedy, leżąc jeszcze w sali pooperacyjnej, usłyszała w swojej głowie głosy po raz ostatni. Tym razem nie ostrzegały ani nie diagnozowały. Zamiast tego, spokojnie i łagodnie pożegnały się słowami:

„Cieszymy się, że wszystko się udało. Teraz już odchodzimy.”

Po tym wydarzeniu głosy nigdy więcej się nie pojawiły. Nie powróciły w żadnej formie – ani podczas rekonwalescencji, ani w kolejnych latach życia Anny. Nie towarzyszyły jej żadne inne objawy neurologiczne czy psychiatryczne. Jej stan psychiczny pozostał stabilny, a świadomość w pełni klarowna.

Dla dr. Azuonye oraz zespołu medycznego ten przypadek do dziś stanowi zagadkę. W historii klinicznej nie istnieje drugi udokumentowany przypadek, w którym „głosy” nie tylko nie miały charakteru patologicznego, ale wręcz… pełniły funkcję diagnostyczną i terapeutyczną, ratując pacjentce życie.

Dokumentacja medyczna

Niezwykły przypadek Anny został szczegółowo opisany przez dr. Azuonye w recenzowanym czasopiśmie:

Tytuł: A difficult case: Diagnosis made by hallucinatory voices
Czasopismo: BMJ (British Medical Journal)
Data publikacji: 20 grudnia 1997 r.
Link do źródła: https://www.bmj.com/content/315/7123/1685

Niezbadany potencjał umysłu czy duchowi przewodnicy?

Historia Anny budzi pytania znacznie głębsze niż tylko „czy to była halucynacja?”. Może być traktowana jako dowód na istnienie nieznanych jeszcze mechanizmów samoświadomości, intuicji lub podświadomego skanowania własnego ciała. A może głos w głowie Anny pochodził od jej duchowych przewodników?

Możliwe interpretacje

  • Neuropsychologia - Mózg Anny mógł rejestrować subtelne sygnały choroby (ból, napięcie, zmiany ukrwienia), ale nieświadomie. W wyniku tego jej umysł „ubrał” to w formę zrozumiałą – głosy.
  • Psychologia głębi - Zgodnie z koncepcją Carla Gustava Junga, nasza psychika ma dostęp do tzw. nieświadomości zbiorowej i archetypów – być może głosy reprezentowały archetypiczne „postacie pomocnicze”.
  • Zjawiska nadzmysłowe - Czy możliwe jest, że głosy były czymś więcej? Czy były formą kontaktu z przewodnikiem duchowym, energią, intuicją wyższego rzędu?

Duchowi przewodnicy – fakt, mit czy metafora?

W tradycjach duchowych wielu kultur występują byty, które mają za zadanie strzec, prowadzić lub ostrzegać człowieka – nazywane aniołami, duchami opiekuńczymi, „wyższym ja”, a także przewodnikami duchowymi. Wspólnym mianownikiem tych przekazów jest to, że nie narzucają się, lecz pojawiają się tylko wtedy, gdy sytuacja tego wymaga – dokładnie tak, jak w przypadku Anny.

W tradycjach ezoterycznych powiada się, że przewodnicy duchowi często wybierają najbardziej zrozumiałą dla danego człowieka formę komunikacji – a więc u osoby otwartej na wewnętrzne dialogi mogą to być głosy, u innej – sny, symbole lub przeczucia.

Co ta historia mówi nam o nas samych?

Historia Anny nie jest tylko medyczną ciekawostką – to lustro, w którym odbija się pytanie: jak wiele naprawdę wiemy o naszym umyśle? Czy intuicja może być czymś więcej niż „szóstym zmysłem”? Czy istnieje część świadomości, która zna nas lepiej niż my sami?

Być może to, co dziś nazywamy „halucynacją”, jutro zostanie nazwane formą rozszerzonej percepcji.

Podsumowanie

Nie sposób przejść obojętnie obok historii, w której głosy w głowie – potępiane w psychiatrii jako patologia – ratują życie dzięki precyzyjnej diagnozie. Czy to zjawisko czysto neurologiczne, czy może dowód na istnienie duchowego przewodnictwa – to pytanie nadal pozostaje otwarte.

W jednym możemy się zgodzić: nasz umysł potrafi więcej, niż kiedykolwiek sądziliśmy.

Dodaj komentarz

Udziel odpowiedzi na proste pytanie
Ten mechanizm ma sprawdzić, czy przypadkiem nie jesteś botem