Todmorden – Niewytłumaczalna śmierć Polaka w miejscu o złowieszczej nazwie. W tle zjawiska paranormalne!
Pięć dni zaginięcia i ciało na węglu
6 czerwca 1980 r. Adamski wyszedł z domu w Tingley pod Wakefield i nie wrócił. 11 czerwca ok. 15:45 syn właściciela miejscowego składu opału, Trevor Parker, wszedł na podwórze ojcowskiego składu w Todmorden i zobaczył na szczycie czarnej hałdy ciało mężczyzny. Rano, około 8:15, ciała tam nie było. W bramie nie zanotowano ruchu ciężkich pojazdów, a na samej pryzmie nie było śladów wspinaczki ani osuwiska – jakby ktoś położył tam Adamskiego „z góry”.
Według różnych źródeł Zygmunt Adamski miał w chwili śmierci 56 lub 57 lat. Mężczyzna miał na sobie garnitur (lub płaszcz), ale brakowało koszuli, zegarka i portfela; ubranie było zapięte nienaturalnie, jakby ubierał go ktoś obcy. Zwracały uwagę płytkie, owalne oparzenia na karku i głowie oraz warstwa żelowej, zielonkawej substancji na ranach. Patolog wskazał, że śmierć nastąpiła najprawdopodobniej tego samego dnia wczesnym popołudniem. Wątek najbardziej chwytający za gardło? Po pięciu dniach zniknięcia Adamski miał zaledwie dobowy zarost, jakby przez większość tego czasu był ogolony; włosy wyglądały, jakby ktoś przyciął je pospiesznie i byle czym.
Śledztwo, które nie przyniosło efektu
Sprawę prowadzili policjanci z Todmorden. Na miejscu był m.in. funkcjonariusz Alan Godfrey – ten sam, który pół roku później stanie się bohaterem głośnego incydentu z „missing time”. Patolog dr Alan Edwards wykluczył rozległe obrażenia, a koroner James Turnbull po długiej analizie wskazał na zawał serca, jednocześnie wydając open verdict (werdykt otwarty): przyczyna zgonu – zawał; okoliczności – niewyjaśnione. Dodatkowo podkreślono dwie zagadki: nieznane pochodzenie substacji na oparzeniach oraz brak jasnego mechanizmu, w jaki sposób ciało znalazło się na szczycie hałdy.
Turnbull mówił po latach, że to „największa zagadka” w jego karierze. Przyznał, że badane w laboratorium „smarowidło” nie pasowało do znanych preparatów; nie tłumaczył tego ani wątek szpitalny, ani domowa apteczka. Równie dziwne pozostawały szczegóły ubioru – zapięta nie tak marynarka, źle przewiązane buty – oraz fakt, że Adamski zniknął na pięć dni, ale zarost i zawartość żołądka sugerowały, że nie błąkał się po okolicy bez opieki.
Hipotezy: od prozy życia po najbardziej ryzykowne
Najbardziej „ziemskie” wyjaśnienie mówi o zwykłym przestępstwie: porwaniu i przetrzymywaniu zakończonym zgonem na tle stresu, a następnie porzuceniu ciała w spektakularnym miejscu. Kłopot w tym, że nie znaleziono śladów przemocy, toksyn ani wiarygodnej ścieżki logistycznej, która tłumaczyłaby „depozycję” zwłok na szczycie węglowej pryzmy bez śladów. Inni dopatrywali się rodzinnych sporów, ale i ta ścieżka nie dała twardych punktów zaczepienia.
Wersja „anomalna” pojawiła się sama – niemal narzucała się przez kaskadę drobnych niewytłumaczalności. W listopadzie 1980 r. ten sam Alan Godfrey zgłosił incydent drogowy z obserwacją tajemniczego obiektu i ok. 25 minutami „zagubionego czasu”, a w hipnozie relacjonował niecodzienny epizod „badania” przez nieznane istoty.
Incydent drogowy i zagubiony czas Godfreya
Rankiem 28 listopada 1980 roku Alan Godfrey kończył swój nocny patrol, kiedy wezwano go do zgłoszenia o zaginionych krowach. Krążąc po obrzeżach Todmorden – tego samego miasteczka, w którym kilka miesięcy wcześniej znaleziono ciało Adamskiego – Godfrey natknął się na coś, co początkowo wziął za autobus wiozący robotników na poranną zmianę. Była niemal piąta rano.
Zamiast pojazdu ujrzał jednak owalny obiekt unoszący się tuż nad ziemią. Miał kanciaste elementy w górnej części i obracał się tak szybko, że wzniecone powietrze poruszało krzewami przy drodze. UFO znajdowało się zaledwie dwadzieścia metrów od radiowozu. Godfrey, zachowując zimną krew, wyciągnął notatnik i naszkicował to, co widział. Próbował nadać meldunek, lecz radio nagle przestało działać. Po chwili pojazd rozbłysnął światłem i zniknął, a konstabl odkrył, że w niewytłumaczalny sposób znalazł się kilkanaście metrów dalej niż chwilę wcześniej. Na komendzie okazało się dodatkowo, że w jego relacji „zniknęło” pół godziny – czasu, którego nie potrafił w żaden sposób rozliczyć.
Pod hipnozą Godfrey mówił, że po oślepiającym błysku światła znalazł się wewnątrz obiektu. Wspominał obecność postaci przypominającej człowieka, którą nazwał „Josef” – miała siwą brodę i ubranie w stylu biblijnym. Oprócz niego znajdowały się tam też istoty o niskim wzroście, które nie wyglądały na ludzkie. Opisywał, że został poddany swoistemu badaniu – przyrządy zbliżano do jego ciała, choć nie odczuwał bólu. Atmosfera była dziwnie spokojna, ale zarazem całkowicie obca.
Dlaczego Todmorden do dziś rozpala wyobraźnię
Bo w tym przypadku twarde fakty i brak finalnej odpowiedzi chodzą w parze. Mamy realną ofiarę, realne protokoły, nazwiska, daty i wyniki badań. Mamy też zeznania funkcjonariusza, który później sam przeżył coś, co przypomina klasyczny epizod „missing time”. Dodajmy do tego niezamierzoną „literackość” miejsca – nazwę Todmorden, która w uszach wielu brzmi złowieszczo (choć etymologicznie nie ma nic wspólnego z niemieckim Tod i Morden) – i otrzymamy sprawę skazaną na mit. Tyle że to mit spleciony z policyjnych teczek i sali sekcyjnych.
Co wiemy na pewno, a co pozostaje tajemnicą
Na pewno: Adamski zniknął 6 czerwca, znaleziono go 11 czerwca na węglu w Todmorden; nie miał koszuli, portfela ani zegarka; na karku i głowie były oparzenia pokryte nieznaną maścią; zmarł na zawał, ale w okolicznościach, których nie udało się odtworzyć; koroner wydał werdykt otwarty. Wciąż niewyjaśnione: gdzie przebywał przez pięć dni, kto i po co przycinał mu włosy oraz czym była substancja na ranach i skąd wzięły się „logistyczne” niemożliwości w miejscu znalezienia ciała.
Dziedzictwo sprawy
Od lat 80. Todmorden stało się punktem odniesienia zarówno dla badaczy zagadek kryminalnych, jak i miłośników zjawisk niewyjaśnionych. Co jakiś czas wracają dziennikarskie śledztwa i prośby o udostępnienie dokumentów do archiwów państwowych i policji. Żaden z tych powrotów nie przyniósł jednak „brakującej kartki”, która zdjęłaby z tej historii ciężar tajemnicy. Dopóki jej nie ma – sprawa Zygmunta Adamskiego pozostanie jedną z najbardziej osobliwych zagadek XX wieku w Wielkiej Brytanii.
Źródła
- Artykuł przeglądowy o sprawie Todmorden (dzieje Adamskiego i epizod PC Alana Godfreya), History Channel UK.
- Relacja prasowa i tło fotograficzne projektu „Chance Encounters in the Valley of Lights” (wywiad z Rikem Moranem) – z potwierdzeniem udziału PC Godfreya w sprawie Adamskiego.
- Opis zdarzeń i dat (zaginięcie 6 czerwca, odnalezienie 11 czerwca) – StrangeOutdoors (opracowanie z odniesieniami do materiałów lokalnych).
- Szczegóły miejsca i czasu odkrycia (ok. 15:45, brak ciała rano; świadek Trevor Parker).
- Informacje o werdykcie koronera (zawał serca przy werdykcie otwartym) oraz wzmianka o „największej zagadce kariery” – relacje wtórne cytujące wypowiedzi Jamesa Turnbulla i przeglądy sprawy.
- Dane z sekcji (czas zgonu, oparzenia, brak identyfikacji maści) – podsumowania prasowe i popularnonaukowe, m.in. Historic Mysteries.
- Wzmianki o FOI/archiwach: zapytania do National Archives i West Yorkshire Police dot. akt śledztwa (brak publicznie udostępnionych kompletnych teczek).
💬 KOMENTARZE
Możliwość dodawania komentarzy jest ograniczona tylko do 🔑 zalogowanych użytkowników!