Dlaczego wszyscy 'świętują', gdy kalendarz pokazuje święto?
Podążając za corocznym cyklem kalendarza, trudno nie zauważyć pewnego fenomenu: gdy tylko pojawi się data oznaczona na czerwono, społeczeństwo wpada w istny wir działania. Jakby ktoś nacisnął magiczny guzik, uruchamiający zorganizowany chaos. Czy ktokolwiek zastanawia się, dlaczego tak naprawdę "świętujemy"? I czy to jeszcze w ogóle ma sens?
Boże Narodzenie: konsumpcyjny rytuał z obowiązku
Weźmy na warsztat Boże Narodzenie. Już w listopadzie zaczyna się "magia świąt", choć trafniejszym określeniem byłaby "presja świąteczna". Półki sklepowe uginają się od błyszczących ozdób, kolorowych światełek i wszechobecnych Mikołajów, które mają jeden cel: przypomnieć, że jeśli nie wydasz odpowiedniej ilości pieniędzy, Twoje święta będą "niekompletne" lub wręcz "nieudane". Bombki, które trzymasz w piwnicy od lat? Niemodne, "z poprzedniej epoki". Lampki? Wymień je na nowsze, energooszczędne LED-y, bo inaczej nie tylko zepsujesz efekt wizualny, ale też energia elektryczna pożre Twój budżet na Sylwestra.
Zakupowy szał
A to dopiero początek. Lawina prezentów, które kupujemy często z obowiązku, a nie z serca, staje się coroczną tradycją. Prezenty te, zamiast autentycznej radości, przynoszą chwilowe zadowolenie, by ostatecznie wylądować na półce, w szufladzie albo – co gorsza – w śmieciach. W święta sklepy przeżywają oblężenie, a my, w pogoni za kolejnym "idealnym" podarunkiem, zapominamy, że często najważniejsze są gesty, a nie rzeczy. Do tego dochodzi chaos, który ogarnia miasta. Sklepy pękają w szwach od ludzi nerwowo biegających między półkami, szukających ostatnich składników do wigilijnych potraw lub prezentów kupowanych na ostatnią chwilę. Na ulicach korki i kłótnie o miejsca parkingowe stają się codziennością, a towarzyszą temu podwyższona liczba interwencji służb ratunkowych – od wypadków drogowych po zasłabnięcia wynikające z przeciążenia i stresu.
Napięcie sięga zenitu!
W domach napięcie również sięga zenitu. Nerwowe przygotowania, wielogodzinne gotowanie, sprzątanie i zakupy na zapas wyczerpują fizycznie i emocjonalnie. Zamiast atmosfery spokoju i bliskości, wiele osób doświadcza wyczerpania nerwowego, próbując sprostać nierealistycznym oczekiwaniom – zarówno swoim, jak i otoczenia.
Żywy i cierpiący karp
W kontekście świątecznych tradycji trudno pominąć sprzedaż żywego karpia, która wciąż jest popularna w wielu miejscach. Karpie, trzymane w ciasnych zbiornikach bez odpowiedniej przestrzeni i często w złych warunkach, przeżywają ogromny stres. Nierzadko są transportowane w plastikowych siatkach, co prowadzi do ich powolnego duszenia się. Wszystko to w imię tradycji, która w dzisiejszych czasach wydaje się coraz bardziej nieetyczna.
Karp, który trafia na świąteczny stół, często jest symbolem cierpienia, a jego sprzedaż w żywej formie budzi coraz więcej kontrowersji. Dodatkowo, smak świeżo zabitego karpia nie różni się istotnie od tego, który można kupić już sprawionego, a sama praktyka trzymania żywych ryb w domu "dla świeżości" wydaje się w dzisiejszych czasach kompletnie niepotrzebna. Czy naprawdę w XXI wieku, kiedy mamy dostęp do niezliczonej ilości produktów spożywczych, ta tradycja ma sens?
Możemy i powinniśmy zadbać o to, by nasze święta były bardziej etyczne. W końcu Boże Narodzenie to czas miłości i szacunku – nie tylko dla ludzi, ale także dla zwierząt. Tradycje warto pielęgnować, ale równie ważne jest ich dostosowanie do współczesnych wartości i świadomości.
Wszechobecna choinka
W okresie Bożego Narodzenia trudno nie zauważyć wszechobecnych choinek – zarówno tych sztucznych, jak i żywych. Te ostatnie, choć piękne i pachnące, są efektem masowej wycinki drzew. Każdego roku miliony świerków, sosen i jodeł są ścinane wyłącznie po to, by przez kilka tygodni zdobić nasze domy, a następnie wylądować na wysypiskach lub w miejskich punktach odbioru odpadów. Choć argumentuje się, że większość drzewek pochodzi z plantacji, trudno nie zauważyć, że ich transport, utylizacja i krótkotrwałe wykorzystanie generują ogromne koszty środowiskowe. Tymczasem alternatywy – jak choinki w donicach, które można później zasadzić – wciąż pozostają niedoceniane, bo przecież "tradycja" wymaga świeżo ściętego drzewa. Ale czy naprawdę warto podtrzymywać tę tradycję kosztem natury?
Święta, święta i po świętach!
A potem? Po świętach kosze na śmieci pękają w szwach od opakowań, plastikowych torebek, taśm klejących i pozostałości po "magii świąt". Te wszystkie materiały, które miały być symbolem radości i szczodrości, przetrwają w środowisku znacznie dłużej niż nasze wspomnienia z wigilijnego stołu. Co więcej, lodówki pełne jedzenia, kupionego "na wszelki wypadek", które w dużej mierze kończy w śmietniku. Szacuje się, że w okresie świątecznym marnujemy o wiele więcej żywności niż zazwyczaj, bo trudno zapanować nad skalą przygotowań.
I tak oto Boże Narodzenie, zamiast świętem miłości, bliskości i spokoju, staje się corocznym festiwalem konsumpcji, któremu towarzyszy chaos, presja i nieustanne poczucie, że trzeba robić więcej, kupować więcej i wydawać więcej.
Sylwester: chaos, zagrożenia i iluzja radości
Innym przykładem jest Sylwester. Czy naprawdę trzeba wystrzeliwać petardy i fajerwerki, by uznać, że Nowy Rok został należycie przywitany? W tym corocznym spektaklu mamy nie tylko ogłuszające wybuchy i rozświetlone niebo, ale również przerażone zwierzęta, które w panice uciekają, nierzadko gubiąc drogę do domu. Straż pożarna i inne służby ratunkowe są w ciągłej gotowości, by gasić pożary wywołane przez nieostrożnie odpalone sztuczne ognie, a tysiące ludzi trafia na SOR-y z poparzonymi dłońmi, twarzami czy uszkodzeniami słuchu.
Jednak to nie wszystko. Sylwester to także chaos na ulicach. Pijani kierowcy, którzy mimo ostrzeżeń wsiadają za kierownicę, oraz tłumy wracających z imprez, często w stanie dalekim od trzeźwości, sprawiają, że ryzyko wypadków wzrasta wielokrotnie. Policja i służby medyczne pracują na pełnych obrotach, próbując zapanować nad skutkami tej "tradycji".
W domach i na imprezach również nie brakuje dramatów. Alkohol leje się strumieniami, a euforia noworoczna często przeradza się w kłótnie, bójki czy wypadki wynikające z braku ostrożności. Do tego dochodzi wszechobecne marnowanie jedzenia – stoły uginają się od przekąsek, z których wiele trafi następnie do kosza, bo przecież "lepiej, żeby było za dużo niż za mało".
A wszystko to w imię tradycji, która, jak twierdzą niektórzy, wymaga, by "z hukiem" pożegnać stary rok i przywitać nowy. Tradycji czego? Autodestrukcji? Dewastacji środowiska? Bo przecież fajerwerki, choć piękne przez kilka sekund, zostawiają po sobie tony śmieci i toksyn, które zatruwają ziemię i powietrze.
I tak oto Sylwester, zamiast świętem radości i nadziei na lepszy rok, staje się festiwalem chaosu, zagrożeń i nieodpowiedzialności, okraszonym jedynie iluzją beztroskiej zabawy.
Dlaczego to robimy?
Wszystko sprowadza się do jednego prostego pytania: "Czy to, co robimy, jest naprawdę dla nas ważne, czy po prostu poddajemy się presji społecznej?". Może pora przemyśleć nasze zwyczaje i zacząć świętować w sposób, który ma prawdziwy sens? Wspólnie spędzony czas, rozmowa, a może wolontariat? Niektórym to pewnie wyda się heretyckie, ale kto wie – może właśnie taki brak pośpiechu byłby największym darem dla nas samych i dla świata?
Ekologiczny rachunek sumienia
Święta to czas refleksji, ale czy zastanawiamy się nad ich ekologicznym śladem? Masowa produkcja ozdób, jednorazowych opakowań prezentów i plastikowych dekoracji generuje tony odpadów, które trafiają na wysypiska lub do oceanów. Transport żywych karpi, wycinka drzewek na choinki i fajerwerki uwalniające toksyczne substancje do atmosfery dodatkowo obciążają środowisko. Do tego dochodzi nadmierne marnowanie jedzenia, które każdego roku osiąga rekordowe poziomy w okresie świątecznym. W obliczu kryzysu klimatycznego warto zastanowić się, jak ograniczyć nasz negatywny wpływ na planetę. Może czas na bardziej świadome wybory – od ekologicznych prezentów po ograniczenie nadmiaru i skupienie się na tym, co naprawdę ważne? Święta mogą być nie tylko radosne, ale i odpowiedzialne!
Święto czy zwykły dzień?
W erze ciągłego biegu i nadmiaru, święta stały się kolejnym obowiązkiem do odhaczenia, zamiast okazją do prawdziwego odpoczynku. Być może to właśnie ironia losu sprawia, że największy chaos pojawia się w dniach, które miały być ukojeniem. Cóż, jak mawiają – człowiek to istota nieracjonalna. Ale może pora, by kalendarz przestał nami rządzić, a my zaczęliśmy świętować... życie?